magazyn internetowy Wirtu@l!

Wirtu@l! - prenumerata za friko
  ˇ Strona główna ˇ     ˇ Internet ˇ     ˇ Komputer ˇ     ˇ Telekomunikacja ˇ     ˇ Felietony ˇ  

 Reklama  -  HomeNet
NAJTAŃSZA REKLAMA W WIRTUALU!




"Gdyby nie telefon, byłby dramat"


Z Marcinem Jędrychem o pracy w radio, jego zainteresowaniach
oraz... telefonach komórkowych rozmawia Łukasz Płociniczak


    Autobus stał na przystanku. Wsiadłem. Pół godziny drogi i moim oczom ukazały się pokaźne zabudowania, które mogłyby śmiało być dawną siedzibą rycerzy. Jednak to, co najbardziej zwróciło moją uwagę, to potężny, usypany ponad 170 lat temu, Kopiec Kościuszki.
Od ośmiu lat jest on nieprzerwanie charakterystycznym znakiem Radia RMF FM. Wspaniałe okolice, pełne zieleni.
    Tak jak Kopiec jest atrybutem "Radio Muzyka Fakty", tak też sami prezenterzy tej stacji stali się dla niej ogromnym wyróżnikiem. Każdy, kto słucha tej rozgłośni wie kim jest Marcin Jędrych. Natomiast tym, którzy jeszcze nie wiedzą - informuję i przedstawiam: prezenter w RMF FM, twórca i prowadzący listę "Hop-Bęc" oraz niesamowitą rozmowę o wszystkim - "JW23". Marcin jest związany z RMF niemalże od samego początku jego działalności... Jeżeli jesteś słuchaczem tego radia, z pewnością "znasz" Marcina. Wiesz kim jest na antenie, ale kim jest w rzeczywistości? Miałem okazję poznać go osobiście...

    W lipcu 1990 roku RMF FM oficjalnie zaistniało w eterze (wtedy jeszcze tylko krakowskim) jako nowoczesne, prekursorskie medium informacyjo-muzyczne z wielkimi ambicjami. 10 osób - tak zaczynali, a teraz są jednyą z największych stacji radiowych w Polsce.
    31 października 1990 roku Marcin po raz pierwszy poprowadził program na falach RMF - specjalnie z okazji Święta Wszystkich Świętych. "Miałem tremę, zresztą teraz także. Stres to element, który świadczy o tym, że zależy mi na programie" - w ten sposób tłumaczy odwiecznie zadawane pytanie, czy prezenterzy w radio denerwują się przed i w czasie programu. "Każdy występ przed publicznością to duże przeżycie, a co ma powiedzieć człowiek, który w życiu zrobił już ponad tysiąc programów? Jednak, gdy już zdejmuje się słuchawki, człowiek czuje ogromną satysfakcję".
    Słuchacze RMF FM w każdej chwili, bezbłędnie rozpoznają charakterystyczny głos Marcina. Znany jest z tego, że mówi zawsze dość szybko, a jednocześnie wyraźnie (podobno osiąga "wyniki" rzędu 345 słów na minutę). "To we mnie siedzi" - śmiejąc się, mój rozmówca neguje podejrzenia co do stosowania specjalnych zabiegów, aby utrzymać gardło w doskonałej formie. "Potrafię wolno mówić, jednak czuję się lepiej, gdy zachowuję pewne tempo, taki styl sobie wypracowałem. Często przeszkadza mi natomiast przeziębienie...".
Z takim głosem Marcin nadawałby się również na dziennikarza, reportera, jednak: "Każdy ma swoją działkę, każdy robi to co lubi. Ja wolę puszczać i montować muzykę, niż rozmawiać z ważnymi ludźmi, spotykać się z nimi i komentować wydarzenia. Nie jestem w tym temacie kompetentny. To jest właśnie urok tego radia. Robisz to, co lubisz i do czego się nadajesz".
    "Nie cierpię telewizji" - w ten sposób Marcin skomentował fakt, że bardzo rzadko jest na wizji. Za nic nie zamieniłby radia na telewizor. "Przynajmniej nie trzeba się ubierać" - stwierdził z szerokim uśmiechem. Radio jest czymś dla niego, daje mu więcej satysfakcji, której - w takim stopniu - nie doznałby z pewnością w telewizji.

    Bardzo rzadko zdarza się, aby był "głośno i hucznie" rozpoznawalny na ulicy. "Czasem tylko ktoś rozpozna po głosie, jednak w większości przypadków są to sytuacje bardzo miłe, choć nieliczne". Za to listów Marcin dostaje bardzo dużo. "Nie ukrywam tego, jednak jest to wynik mojej pracy. Właśnie po to robię listę oraz JW23". W 95% ludzie przesyłają słowa miłe, pochlebne. Pozostałe 5% to słowa i uwagi niezbyt miłe. "Nie polemizuję, jeżeli komuś się coś nie podoba, to trudno". Jednocześnie przyznaje on, że nie lubi pisać listów i każdy kto napisze do niego więcej niż dwa zdania, jest podziwiany.

    Marcin przyznaje, że na co dzień używa telefonu komórkowego. Był jednym z pierwszych osób, które zakupiły słuchawkę działającą w systemie GSM. "Komórka to - bez przesady - jedno z najważniejszych urządzeń współczesności. Czasami szybka reakcja jest >>na wagę złota<<, a bez telefonu to straszny problem". Były już sytuacje, w których telefon odegrał specjalną rolę. W zeszłym roku Marcin miał poprowadzić listę "Hop-Bęc", jak co dzień od 18.00, jednak z niecodziennego miejsca. W Rotterdamie rozdawane były nagrody MTV Europe Music Awards. O czwartej rano Marcin wyleciał do Amsterdamu. Międzylądowanie odbyło się w Monachium, jednak samolot do Amsterdamu był poważnie opóźniony. W końcu o 15.00 ( z trzygodzinnym opóźnieniem!) mój rozmówca zjawił się w Amsterdamie - w międzyczasie wykonując kilka "telefonów ostrzegawczych" na Kopiec. Wynajęcie samochodu do Rotterdamu zabrało kolejne cenne minuty. "To była istna pogoń z czasem. Non-stop musiałem kontrolować czas. Tego dnia miałem rekordową liczbę rozmów. Między 15.00 a 18.00 na Kopiec Kościuszki odbyłem 25 rozmów. Do studia wbiegłem na 10 minut przed rozpoczęciem programu. To jest właśnie magia tego systemu, gdyby nie telefon - byłby dramat".
W tej chwili komórka jest według Marcina czymś normalnym. Ma ją już każdy, kto potrzebuje. "W Londynie na Oxford Street ludzie rozmawiają i nikogo to już nie dziwi, w Polsce jeszcze trochę nam do takiego stanu rzeczy brakuje".
Zdaniem Marcina "użytkownicy telefonów też czasami przesadzają. Gdy dzwoni telefon jest to idiotyczna sytuacja w teatrze, czy operze - to nieeleganckie, przegięcie".

    Jednak to radio, a nie rozmowy przez telefon wypełniają Marcinowi każdy dzień. "Codziennie śledzę, przygotowuję, przebieram w nagraniach. Nie robię listy dla siebie. Muszę przesłuchać wiele płyt i ocenić, czy coś się nadaje, czy też nie. To kwestia dobrego wyboru". Na listę "Hop-Bęc" wchodzi średnio 5 singli tygodniowo. To właśnie Marcin decyduje jakie utwory puścić, aby miały szansę "spodobać się"...

Z Marcinem rozmawiał
Łukasz Płociniczak




 Reklama  -  Angielski Gratis!
NAJTAŃSZA REKLAMA W WIRTUALU!


"Podziękowanie" dla Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów!

    Drodzy Internauci! Jeszcze świeżo w pamięci mamy petycje, apele i ostatnia wielką akcje "Internet taniej..." i nadzieję, że może nasze kieszenie (Internautów) nie będą już tak mocno drenowane przez naszego "ukochanego" monopolistę: Telekomunikację Polską S.A.

    Stare porzekadło: "Nadzieja matką głupich..." kolejny raz zdaje się mieć zastosowanie w naszej polskiej rzeczywistości. Oto bowiem Urząd Antymonopolowy, który teraz nazywa się ... Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów przyszedł nam z nieocenioną "pomocą", zwracając się do TP S.A. o podwyżkę (tak, tak dobrze czytacie) opłat lokalnych - podobno w interesie innych słabszych operatorów telekomunikacyjnych. Tak - za połączenia internetowe również gdyż objęte są one taryfą rozmów lokalnych. Szok! Szkoda, że ten właśnie "Urząd" zgubił nasz interes (konsumentów). To właśnie operatorzy lokalni w niektórych rejonach kraju obniżają taryfy za połączenia z Internetem czego nie czyni telekomunikacja.

Czyżby dla szacownego "Urzędu" nasz problem (konsumentów) był czymś obcym? Proponujemy zatem z nazwy tego "urzędu" usunąć człon "i Konsumentów". Wtedy jego nazwa brzmiałaby: "Urząd Ochrony Konkurencji" i może łatwiej byłoby nam przeżyć numer, który "w naszym interesie" "Urząd" wywinął!

    Myślimy, Drodzy Internauci, że za "nieocenione" wsparcie jakiego udzielił nam ostatnio Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów należą Mu się słowa "najwyższego uznania i podziękowania" za godne reprezentowanie interesów wobec Telekomunikacji Polskiej S.A., co niniejszym felietonem w imieniu Internautów czynią

mgr Zbigniew Wróblewski
mgr Robert Wróblewski




 Reklama  -  Canpol
NAJTAŃSZA REKLAMA W WIRTUALU!


Parada techno w Polsce


O polskiej paradzie techno pisze D.J. Brzoza, w swojej korespondencji do zastępcy naczelnego - Soutysa

    Heja!! Oto moje sprawozdanie dla Ciebie misiaczku (tzn. Soutysie - przyp. z-cy red. nacz.) z parady wolności w Łodzi!

    Sama parada... no cóż... 10 ciężarówek...... duuuużo luda, gwizdki ... niestety pałętało się koło nóg jakieś gówniarstwo (czytaj paru panów szukających dymu) ale spoko, wszyscy rozbawieni... taniec, muzyka... fotoreporterzy. Ehh! I ci ludzie pukający się na mój widok w łeb, ciasna koszulka gumowe rękawiczki... gwizdek... exxtra... po prostu... no i ta muza... szedłem obok ciężarówki... Alien techno... nieźle chłopaki dawały czadu... Parada skończyła się około 20 pod sportowa hala w Łodzi, gdzie już zaraz zaczynało się Mega-Party, dwie hale... 5 aren... żyć nie umierać. Miałem cichą nadzieję że zadymiarstwo spełzło tylko na paradę... i nie wejdą na imprezę... i tak się stało.

    Ufff! W końcu w środku... kupa ludzi, ale wszyscy wyluzowani uśmiechnięci (część na miękkiej chemii) już na głównej arenie posuwa jakiś muzik... Na początku fajnie zagrali polscy D.J... w tej chwili poszedłem rozejrzeć się po innych arenach... jungle i happy hardcore nie dało się wytrzymać (małe korytarzyki echo i przesada z nagłośnieniem poza tym kiepsko grali). Za to na Chill out'cie... bez komentarza chłopaki dawali exxtra... i jeszcze do tego te animacje komputerowe. po prostu coool. Ambient techno electronica rządzą się swoimi prawami... milo było popatrzeć jak D.J. znęca się nad pokrętłem samplera albo suwakami mixera... po przetańczeniu paru godzin postanowiłem odpocząć... usiadłem z brygadą na trybunie i słuchaliśmy... akurat... jakaś komercja się na główną arenę wtryniła... jakiś pokaz mody te sprawy, syf... muzyka z taśmy leciała.

    Powoli się zaczyna kończyć modelki schodzą, wychodzi facet... i mówi: "A teraz pierwsza wielka gwiazda Denky Grooove". Powiem krótko, poleciałem na przełaj przez krzesełka... zeskoczyłem z trybun na parkiet... w sumie parę sekund... chłopaki w ten czas weszli na scenę... i zaczęło się... najlepszy set mojego życia... jak nic... po prostu przyjechali Japończycy i "rozwalili" imprezę... byli bezkonkurencyjni .. potem grali jeszcze jacyś Anglicy, ale dawali ostro ciała, więc przeszedłem się do drugiej hali... a tam hause, trance, break, beat... no exxxtra znów tańczę, szaleję... około 4 zacząłem wymiękać... poszedłem na Chill out... no suuper... odpocząłem... potem jeszcze główna scena, z jakimś Dn'B, taki przeciętny, no i koniec imprezy (6 rano). Za 45 min pociąg... zadupie jak cholera nie wiem gdzie jestem... Oki w końcu kumpel wymodził jakiś tramwaj... w tramwaju przysnąłem trochę... pukają mnie w ramię, - Brzoza wysiadamy - ja nic... walnął mocno - wysiadamy!!! - A ja wstałem rozejrzałem się po tramwaju - Gdzie ja jestem???... (długa chwila na myślenie)... aaa w Łodzi -. Potem jakoś doszedłem do siebie...

    Jest teraz niedziela, właśnie się obudziłem... No to na tyle ... następna parada za rok jedziesz ze mną????!!!! Musisz (hie hie, teraz się bawię ciągle trackerami i rebirthem)

Pozdrawiam,
DJ BRZOZA



  ˇ Strona główna ˇ     ˇ Internet ˇ     ˇ Komputer ˇ     ˇ Telekomunikacja ˇ     ˇ Felietony ˇ