Komputerowe piękno
Pierwszy raz zetknąłem się z komputerem w firmie, w której pracował mój ojciec. Był to PC, w jakiej
konfiguracji nie mam zielonego pojęcia, ale w tamtych czasach nie wiedziałem co to jest procesor czy stacja
dyskietek. Zobaczyłem wtedy jakąś odmianę Tetrisa. Wtedy jeszcze traktowałem jednak komputery jako coś
niezbyt interesującego, ot jakieś urządzenie. Pewnego dnia mój ojciec powiedział: kupimy komputer. Pamiętam
dość dobrze wyprawę do Częstochowy i zakup owego cudeńka: Commodorea 64. Gdyby ktoś nie wiedział to
był to 8-bitowy komputer z pamięcią 64 kb. Pierwszy raz zobaczyłem go w działaniu kilka godzin później
wszedłem do domu i najpierw usłyszałem muzykę. Ta muzyka dzisiaj każdego by z pewnością śmieszyła, ale w
owych czasach było to coś naprawdę ekscytującego. Chwilę później na ekranie telewizora zobaczyłem coś co
kompletnie mnie oszołomiło. Była to jakaś gra, której tytułu nie pamiętam. Zdaje się, że chodziło o wyprowa-
dzenie jakiegoś Wikinga z wioski. Zewsząd sypały się nieprzyjazne strzały i trzeba było uważać, aby nie zostać
trafionym. Zabawa z C-64 pochłonęła jakieś 2-3 lata z mojego życia. I jakoś ta prymitywna grafika ani dźwięki
udające muzykę nie zrażały do grania. Piszę grania, bo wtedy nie myślałem, że komputer można stosować do
czegoś innego. Ech, to były czasy. Pamiętam te wyprawy do sklepu po kasety z grami. Aż łezka w oku się kręci.
Później dowiedziałem się, że istnieje coś takiego jak Amiga. Zapragnąłem ją mieć. Wziąłem więc pieniądze,
które dostałem na Komunię i kupiłem model 600. Skok jakościowy był olbrzymi. Pamiętam moment gdy pierw-
szy raz zobaczyłem Flashbacka. Było tam intro. A właściwie INTRO. Jego widok naprawdę mnie zszokował.
Możliwości Amigi pod każdym względem biły na głowę C-64. A pierwsze sample ludzkiej mowy wydobywają-
ce się głośników telewizora podłączonego do mojej Amisi? A wspaniała muzyka i grafika? To było COŚ! Na
Amidze zacząłem jednak robić coś więcej. Próbowałem różnych rzeczy: bawiłem się samplerem, rysowałem w
Deluxe Paincie i programowałem w Amosie. Kupowałem też różne czasopisma o Amidze i nie tylko. Commo-
dore jednak upadło i jasne stało się, że przed Amigą nie ma zbyt wielkiej przyszłości. Wtedy namówiłem rodzić,
żeby kupili mi PC-ta. W końcu zgodzili się.
|
Był to P-120 z 8 Mb pamięci, twardym dyskiem 850 Mb, CD-ROM-
em o poczwórnej prędkości, kolorowym monitorem 14, kartą dźwiękową. Kosztował ok. 4500 zł. Z jego kup-
nem miałem olbrzymie problemy, gdyż z oszczędności wybrałem jedną z warszawskich firm, która oferowała
naprawdę tanie komputery, a w dodatku w rozliczeniu przyjmowała m. in. Amigi. Mieli przywieźć mi mój nowy
sprzęt w ciągu 14 dni. Po tym okresie zacząłem do nich dzwonić, ale szef był nieuchwytny. Aha, kredyt w banku
już został zaciągnięty i trzeba było spłacać raty. Po ponad miesiącu pojechaliśmy tam, tzn. do Warszawy i oso-
biście postanowiliśmy odebrać to co się należało. Bałem się, że będę musiał się pożegnać z komputerami, ale
udało się nam złapać szefa. Blady pojechał i po kilku godzinach przywiózł mój nowy sprzęt. Kamień spadł mi z
serca. Firma rzeczywiście wspaniała! Multimedia wkroczyły w moje życie jak huragan. Nie był to może taki
skok jak z Commodorea na Amigę, ale zawsze coś. Na PC-cie zacząłem już szaleć poważniej i kupować mnó-
stwo czasopism. Oczywiście początkowo tylko o grach, ale później także o tzw. poważniejszych zastosowa-
niach. Okazało się też, że mam zepsuty port drukarki na płycie głównej. Była do wymiany. Przy okazji zmieni-
łem procesor na P-200 MMX (który zresztą mam do dzisiaj) i rozbudowałem pamięć do 32 Mb. Grać lubię do i
teraz, ale zająłem się też innymi sprawami. Nie chciałbym się chwalić, ale gdy któremuś z moich kolegów coś
nawali, to zwracają się o pomoc do mnie. Dlaczego napisałem to wszystko? Bo chciałbym zwrócić uwagę, że
komputery nie są tylko zimnym kawałkiem metalu i plastyku. Potrafią coś więcej. Zastanawiam się tylko czy
podobne odczucia mieć będą ci, którzy dopiero teraz wchodzą w świat informatyki i najważniejsze jest dla nich
kto ma szybszy akcelerator grafiki trójwymiarowej, więcej pamięci i swoją przygodę z komputerem rozpoczy-
nają od Unreala czy innej nowoczesnej gry. Czy będą wiedzieć co to jest Workbench? Czy będą potrafić sko-
piować plik w DOS-ie? A może będą tylko umieć kliknąć odpowiednią ikonę i podać ścieżkę, w której znaleźć
się ma nowa gra? Czy komputer XXI wieku będzie w stanie zafascynować?
Tomasz "Manwe" Olszewski
|
NAJTAŃSZA REKLAMA W WIRTUALU!
Wiosenne dywagacje
Przyszła już wiosna, drzewa zaczynają kwitnąć, ludzie zakochiwać się... Ogólnie na dworze robi się lepiej. Tak... wiosna już jest, choć może tego nie widać. Za oknem mokro i zimno, a kaloryfery w mieszkaniach pracują pełną parą. W taką pogodę moje myśli, oscylujące od czasu do czasu wokoło Wirtu@la, pofrunęły w kierunku 0202122. I tak sobie pomyślałem, że może się myliłem i Internet jednak jest permanentnym dobrem kultury światowej. I wtedy w mojej głowie zaświtał genialny wręcz pomysł: stwierdziłem, iż jest on pomocą naukową! Tak, jakże wartościową i przydatną przy edukacji dzieci. Każdy, co miesiąc wydaje X złotych na edukację przed komputerem. Poszerza swoje horyzonty, czyta przeglądy naukowe, rozwiązuje zadania, ukulturalnia się. Dla całej młodzieży szkolnej Sieć jest bodźcem do zdobywania ogromnej wiedzy przydatnej zarówno w szkole, jak i w życiu. No i dążąc tym śladem dotarłem wreszcie do sedna sprawy, a mianowicie do rachunku za telefon,
Wiedząc, w jakim kraju mieszkać mi przyszło myślę, że jeżeliby się wysilić, to taki numer przeszedłby i pod koniec roku w jedną z rubryk PIT-a wpisywalibyśmy sobie maksymalną sumę, jaką można odliczyć sobie za pomoce naukowe. Bo przecież to nie trudno zdobyć tyle wiedzy, żeby wykorzystać limit dawany nam przez Urząd Skarbowy do pełna.
|
którego co miesiąc obawiają się tłumy przedstawicieli młodzieży. Zaglądają do skrzynki, czy nawet wypatrują listonosza z trzęsącymi się rękoma. Widząc białą kopertę z niebieskim albo czerwonym znaczkiem (u mnie jest czerwony, bo do mnie przychodzi rachunek z wojska - mam numer na 65) rodzi się myśl: "O cholera, znowu doedukowałem/-łam się za 400 zł!!!". I tak sobie myślę, że skoro młodzież się tak strasznie przeucza korzystając z Internetu, to można by skorzystać z rozwiązania, które daje nam nie kto inny, niż sam fiskus. Czytajcie z zapartym tchem, bo pomysł jest naprawdę genialny. Wpadłem na tę przednią myśl i aż mnie olśniło: można by odpisać sobie rachunek telefoniczny od podstawy opodatkowania jako pomocy naukowej i środka edukacji. A jeżeli ktoś w Urzędzie Skarbowym powie mi: "Jak to, oszalał Pan???", to wtedy wydrukuję sobie jedną z setek stron protestów i pokażę panu urzędnikowi, tudzież pani urzędniczce. Ciekawe, co powiedzą mi w Urzędzie Skarbowym na ten temat... zadzwonię, jak się weekend skończy, oczywiście jeżeli nie zapomnę :].
Oczywiście raczej taki numer nie przejdzie, ale chciałem ukazać bezsens nazywania Sieci dobrem kultury. Więc, Drodzy Czytelnicy, jeżeli jeszcze nie jesteście w stanie miłosnej euforii, to zastanówcie się, czy nie warto. Może to odciągnie Was chociaż na chwilę od komputera (ach, te kobiety... :]) i oszczędzicie sobie parę złotych. Chociaż w przypadku zamiany Internetu na komputer może to nie zdać egzaminu... :]
Paweł Jasiński
|
NAJTAŃSZA REKLAMA W WIRTUALU!
|